header

Dzisiaj jest : 24 kwietnia 2024

Parafia Zbawiciela Świata

w Ostrołęce

Dzisiaj Czcimy

2021-09-06T08:33:00+02:00 zbawiciel.ostroleka.pl

“Miłość i sprawiedliwość społeczna”

Z nauczania Prymasa Wyszyńskieg

 

Mijały wieki ciężkich zmagań o życie i wolność narodu. Wychowany w duchu Ewangelii Słońca sprawiedliwości, Chrystusa, Boga naszego — Naród nigdy nie wyzbył się głębokiego poczucia sprawiedliwości, nigdy nie przestał pragnąć — w swej zdrowej masie — takich czasów, w których sprawiedliwość i pokój oddadzą sobie pocałunek (Ps 95,11). Z tych pragnień wyrosły Śluby Jasnogórskie, które tak wiernie nawiązują do Ślubów Kazimierzowych.

Nie jest to przesadą, że od chwili, gdy Naród polski zaczął dochodzić do swej świadomości narodowej, gdy zaczął zacieśniać swoją wspólnotę na ziemi, wyznaczonej nam przez Opatrzność Bożą, gdy zaczął wspólną drogę ku lepszemu jutru — od tej chwili był niejako w zasięgu Chrystusowego Ducha. Bo chociaż początkowo pogański, miał w sobie tyle wartości wrodzonych, że ochroniły one od wyzysku i przemocy. Odznaczaliśmy się zawsze umiłowaniem wolności sumienia, duchem braterstwa i wspólnoty, usposobieniem pokojowym i wielką miłością Ojczyzny. Kościół te wartości wrodzone jeszcze uszlachetnił i rozwinął.

Naród posiada i dziś, pomimo wad i nabytków ciężkiej drogi, wiele szlachetności w sobie. Musimy mieć zaufanie do tych wartości. Nie chciejmy posądzać się wzajemnie o złe zamiary, o wrogość klasową, gdyż jest to przeciwne całej duchowości Polaka. Z takim Narodem można wiele zrobić dla sprawiedliwości i pokoju społecznego, bez wielkiego trudu.

Tym więcej, że mamy za sobą tysiąc lat wychowania katolickiego. Zapewne, że wychowanie to nie dało tych owoców, które mogłoby dać, gdyby nie ludzka ułomność. Ale nie wolno nie doceniać tej pracy, która poprawiła nasze właściwości narodowe, uwrażliwiła sumienia, zacieśniła dłonie, zbliżyła ludzi, umiała otworzyć kieszenie możnych dla ubogich. Gdybyśmy poznali dobrze dzieje tego wielkiego wpływu Kościoła na duszę Narodu, choćby opornego. Jeśli nieraz słyszymy, że Kościół nie zrobił wiele, to czyż nie dlatego, że sami krytycy Kościoła opierali się jego wpływowi? A może i dlatego, że nie wszystko należało do Kościoła, który nie jest na tej ziemi dzielnikiem dóbr braci naszych? Trzeba więc być sprawiedliwym, a część win składanych na Kościół przejąć na siebie. A więc wsłuchujmy się wnikliwie w tęsknoty zdrowego ducha Narodu i trzymajmy się wiernie drogi Chrystusa, który jest Słońcem sprawiedliwości w świecie.

Potrzebna jest przecież praca! Tak wielkie dzieło może być wykonane tylko przez ofiarną pracę. Najlepsze usposobienie i zrozumienie zadania nic nie pomoże bez trudu, bez wysiłku, bez ofiar. Przecież już Bóg zachęcał do tej pracy, gdy w pocie oblicza kazał pożywać chleb, gdy nakazywał uprawiać ziemię i czynić ją sobie poddaną (por. Rdz 1,28). Wszędzie więc, gdzie ludzie trudzą się nad podniesieniem ładu społecznego i wydajności życia gospodarczego, gdzie czynią to w duchu miłości i sprawiedliwości, tam wszędzie stanąć muszą dzieci Kościoła i Narodu, aby wesprzeć każdy rozumny wysiłek, gdyż na pewno odpowiada on woli Stwórcy i myśli Kościoła.

Praca nasza ma dążyć do obudzenia miłości i sprawiedliwości w Narodzie. Chrześcijańska cnota miłości wymaga, byśmy źródła jej szukali w Bogu, który jest miłością; byśmy stwierdzali ją czynem codziennym i byśmy nikomu jej nie odmawiali. Byśmy naprzód wymagali jej od siebie, zanim będziemy domagali się uczynków miłości od bliźnich. Czuwać mamy, by wszystko, co czynimy, było w miłości: myśl, słowo, czyn, zarówno czyn zwierzchnika, jak i współpracownika.

Pamiętać mamy, że miłość czynna objawia się w sprawiedliwości wobec Boga, wobec siebie i wobec bliźnich. Zwłaszcza musimy być wrażliwi na sprawiedliwe postępowanie w pracy zawodowej, w stosunku do ludzi od nas zależnych, zwłaszcza upośledzonych, biednych i chorych.

Duch zgody i pokoju rodzi się z miłującej sprawiedliwości. Nie masz pokoju nigdzie bez sprawiedliwości, tylko sprawiedliwi mogą być ludźmi pokoju. Czerpiemy tego ducha z przykładu Chrystusa, który zapłacił sprawiedliwie Ojcu niebieskiemu za nasze grzechy, a teraz jest dla nas samym pokojem. Wystarczy wczytywać się uważnie w kartki Ewangelii świętej, by odczuć, że jest to nowina wesela i pokoju ludziom dobrej woli i wszelkiemu stworzeniu. Chrześcijanin jest zawsze „synem pokoju”. Do któregokolwiek domu wchodzi, ma zwiastować pokój temu domowi (Łk 10,5). Po tym poznają nas, czy sprawujemy Boże dzieło, gdy wnosimy w życie ducha miłości i pokoju. Przecież modlimy się o tego ducha w każdej Mszy świętej do Baranka Bożego.

Przezwyciężać nienawiść, przemoc i wyzysk już będzie łatwo, gdy umocni się w nas duch sprawiedliwości, miłości i pokoju. Dlatego narody wychowane w duchu Ewangelii świętej są zawsze skłonniejsze do opanowania nienawiści i przemocy, gdyż te grzechy są wręcz przeciwne duchowi Chrystusowemu.

Przyrzekamy dzielić się plonami ziemi i owocami pracy! To przyrzeczenie jasnogórskie najbardziej zbliża miłość ku czynom. Pragniemy, aby pod wspólnym dachem domostwa naszego nie było głodnych, bezdomnych i płaczących.

Kościół zobowiązuje nas do wydajnej pracy, uczy nas pracowitości, zwalcza w nas lenistwo, zachęca do oszczędności, aby zabezpieczyć byt rodzinie i mieć z czego pomagać potrzebującemu. Dla utrzymania ładu społecznego i podniesienia wydajności gospodarczej Kościół broni własności prywatnej. Jednocześnie jednak głosi, że chociaż „posiadanie jest prywatne, to jednak użytkowanie jest wspólne”. Z owoców naszej własności i pracy musimy ochotnie dzielić się ze wszystkimi, którzy nie są w stanie sami zaradzić swoim potrzebom. A ten obowiązek idzie tak daleko, że dotyczy nie tylko pracowników od nas zależnych, ale wszystkich ludzi pozostających w niedostatku, w nędzy, w głodzie, wszystkich bezdomnych i nagich.

Myślę, że nie zdołamy uratować świata żadną inną siłą, tylko tą jedną jedyną: wziętą z nieba, z Serca samego Boga, rozmienioną „na drobne” uczynków — miłością dnia codziennego.

Stefan Kardynał Wyszyński

(Dzieła zebrane, Warszawa 1995, t. II, s. 78-81)

 

RES SACRA HOMO”

(Wyjątki z kazania na zakończenie uroczystości jubileuszowych 300-lecia śmierci św. Wincentego a Paulo)

Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,

mnie uczyniliście (Mt. 25, 40).

CZŁOWIEK ZWRÓCONY KU CZŁOWIEKOWI

Gdybym w tym życiu tak bogatym i czynnym [św. Wincentego] chciał wyszukać coś, co jest najbardziej istotne i trwałe, powiedziałbym, że to był człowiek skierowany całym swym życiem, umysłem, wolą i sercem, duszą i ciałem — ku człowiekowi. Człowiek oddany bez reszty i bez wahań człowiekowi. Człowiek życzliwie patrzący na człowieka.

Wyrasta ze swej epoki. Jesteśmy skłonni mówić — może to jest ułatwienie, a może raczej przejaw naszego bezpośredniego zainteresowania rzeczywistością — że żyjemy w czasach wyjątkowych. Dla każdego człowieka jego czasy są czasami wyjątkowymi. I dla Wincentego jego czasy były wyjątkowe. Ale ważne jest to, że nie zagubił się w tych swoich czasach wyjątkowych i ciężkich. Nie dał się owładnąć czasom, nie został ich niewolnikiem, przeciwnie, zwyciężył czasy, w których żył.

Jakie one były, wiele by można o tym mówić. Były tragiczne, bo były wielką poniewierką człowieka. Trzeba było na nowo przypomnieć kim jest człowiek. Trzeba było przed nim uklęknąć, czy ktoś był królem, czy galernikiem i opatrywać rany jego ciała i duszy. Trzeba było ratować człowieka. Trzeba było zbliżać jednych do drugich, możnych ku nędzarzom, władców ku podwładnym. Trzeba im było mówić: „bracie”. I ty, bracie w koronie i ty, bracie w kajdanach i ty, bracie władco i ty, bracie niewolniku !

Jałmużnik świata zapowiada litość nad człowiekiem, prosi niemalże hiobowymi słowami: „Miłujcie się, przynajmniej wy, przyjaciele”. Z tym wołaniem o litość dla człowieka poszedł do królów. Nie uległ manierze dworskiej, nie przeląkł się władców. Duchem im rozkazywał i serca ich zyskiwał dla nędzy. Z tym wołaniem : „Miłujcie się ! ... miejcie litość ! ...” poszedł do ówczesnych pań i dotarł do ich serc. Zjednał je tak, że porzuciły salony i poszły do szpitali. Dokądkolwiek szedł, pamiętał, że trzeba mieć litość dla człowieka, i że trzeba ją budzić. Takie były jego czasy, taka była jego epoka !

Odszedł, ale jest nadal promieniem świata. Dziś głos jego często wracą na nasze usta, a przykład porywa i budzi niepokój. Sumienia budzi.

PRYMAT CZŁOWIEKA W PLANIE BOŻYM

Wincenty, to jeden z uczniów Chrystusowych, ale nie jedyny. Boć Chrystus, wzór Wincentego, jest wzorem dla wszystkich swych uczniów. Przecież to Chrystus, wzór dla jałmużnika świata, ogłosił prymat człowieka w planie Bożym.

Moglibyśmy przytaczać przykłady, jak Bóg wywyższa człowieka. Oto raj i Boże dłonie kształtujące z miłością swe dzieci, oto tchnienie życia im przekazanego, oto obraz i podobieństwo Boga samego w człowieku.

A potem Betlejem, Słowo Przedwieczne osłonione ciałem, mieszkające wśród ludzi, wśród pasterzy, biedaków, a nawet wśród zwierząt. Po co ? Po to, aby człowiek poznał Boga w postaci ludzkiej. Dla kogo to wszystko ? Dla nas i dla naszego zbawienia. Tak, dla nas, tylko dla nas zstąpił z niebios !

A wreszcie Kalwaria. Wywyższony Człowiek ! Wywyższony dlatego, że z nim jest Bóg : „Gdy będę podwyższony nad ziemię, wszystko pociągnę ku sobie”. Tylekroć dziś jeszcze, choć minęły wieki, patrzymy na Krzyż. I do nas dziś jeszcze przemawia Krzyż. Pociąga, porywa... Widzimy na nim wywyższonego Człowieka, wprawdzie udręczonego, ale wywyższonego.

Niedawno byłem wśród maluczkich dzieci, które mnie oblegały. W pewnej chwili jeden chłopaczek wziął krzyż biskupi i oglądając go pyta: „A gdzie Bozia? Gdzie Bozia?” Współczesny człowiek chce widzieć na krzyżu wywyższone człowieczeństwo. Krzyż, chociaż budzi niekiedy w pięknoduchach wrażenie nieestetyczne, jest dla współczesnego świata wyrzutem sumienia, bo przypomina wywyższenie poniżonego dziś człowieka. Jest szczególnie aktualny w czasach poniewierki człowieka, pokazuje bowiem, jak musi być wywyższony człowiek. I to przez samego Boga!

Podane przykłady wskazują na prymat człowieka w planie Bożym. Można to zsyntetyzować w jednym zdaniu : „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby wszelki, który weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny”. Można to ująć w innym zdaniu: „Wszelki kapłan z ludu wzięty, dla ludu jest postanowiony w tym, co do Boga należy”. Dla ludu ! A więc prymat człowieka w planie Bożym ! Najważniejszą rzeczą na świecie i w planie Bożym jest człowiek. Jest rzeczą tak ważną, potężną i wspaniałą, że Słowo Przedwieczne okrywa się ciałem wziętym z Dziewicy i w nim już trwa. Chociaż Chrystus spełnił swe zadanie na Krzyżu, chociaż dał się nam na pokarm w Eucharystii, nie rozstał się z ciałem wziętym z ziemi i nie rozstanie się z nim już nigdy. Pozostanie na wieki z ludzkim ciałem, chociaż zespolony w Trójcy Świętej. Posadził je po prawicy swego Ojca, który rzekł ongiś : „Uczyńmy człowieka na obraz i podobieństwo nasze”. Chrystus nie przyszedł na ziemię, aby zbawiać glob ziemski, konstelacje gwiazd, potęgę przyrody i jej bogactwo. Przyszedł po to, by zbawiać człowieka, choćby tego maluczkiego, najmniejszego, ukrytego jeszcze pod sercem matki.

Najważniejszy jest człowiek. Wszystko ma służyć człowiekowi, wszystko ma być na kolanach przed człowiekiem. Nawet tacy ludzie, ozdobieni władzą kapłańską, jak papież na Watykanie i biskup w swej katedrze, muszą uklęknąć przed człowiekiem i na znak czci Bożej dla człowieka, nogi jego całować. To nie jest tylko piękna ceremonia, to jest wielka mowa Boga do ludzi.

Istnieje więc prymat człowieka nad rzeczą. Człowiek nie może się stać niewolnikiem rzeczy; nie może też być niewolnikiem innego człowieka ani żadnej władzy, choćby miała ona prawo — jak to jest w życiu społecznym — odwoływać się do posług człowieka. Może żądać posług od człowieka dla dobra wspólnego, ale nie może czynić go niewolnikiem.

NIE WYSTARCZY SPRAWIEDLIWOŚĆ: ” BĘDZIESZ MIŁOWAŁ! ”

Myśl Boża, która się wyraziła w pracy Wincentego, to wielka troska o miłość dla człowieka. Najważniejsze prawo, które człowiek ma na świecie — to miłość. Wszystkie inne prawa są niższego rzędu. Najważniejsza jest miłość. I dlatego też musi się toczyć wielka praca nad pomnażaniem miłości do człowieka. Czyny Wincentego podyktowane są troską o miłość do człowieka. I to o miłość powszechną !

Tak, jak jest miłość jednego ku wszystkim : „ Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego „, tak jest miłość wszystkich ku jednemu. Pierwsza jest trudna, ale Bóg wspiera. Druga jest po prostu deszczem łaski i dobroci, która spływa na człowieka, i od której nikt nie jest wolny. Czy to jest nasza matka i ojciec, czy bracia i siostry, równi nam czy wyżsi od nas, zwierzchnicy, władcy — wszyscy mają pierwszy i zasadniczy obowiązek wobec człowieka : miłować go.

Możemy pytać : dobrze, ale są przecież takie instytucje, społeczności i urządzenia, których głównym nakazem jest sprawiedliwość ; mają się troszczyć o sprawiedliwość dla człowieka. To prawda, ale coraz częściej przekonujemy się, że nie można być sprawiedliwym we właściwy sposób bez miłości. Dlatego tak często władcy, zwłaszcza wieku XX, którzy pragnęli sprawiedliwości, nie mogli jej dać ludziom, a z nią ładu i pokoju, bo brak im było miłości. Nawet aby być sprawiedliwym, trzeba miłować. Człowiek współczesny coraz lepiej to odczuwa. Dlatego pragnie i domaga się od wszystkich, a nawet od swych zwierzchników i władców odrobiny miłości. Współcześni ludzie zdają się mówić: wszystko zrobimy czego chcecie, wszystko dlą was uczynimy, chociaż wymagalibyście od nas wielkich ofiar — jak to istotnie często czynicie — ale kochajcie nas, choć odrobinę kochajcie nas ! Gdy jednak będziecie tylko wymagali, a nie będziecie kochali, to nawet tego, co się wam słusznie należy dla dobra społecznego — odmówimy. Serce nieogrzane miłością prędko się ściśnie, dłonie się skurczą i nie dadzą — zapewniamy was — nie dadzą nawet tego, co się wam słusznie należy. I na to już rady nie ma. Stąd wołamy do wszystkich władców: Kochajcie nas choć odrobinę!

Gdy nami rządzicie i władacie, kochajcie nas. Takie przyszły czasy, że już nam nie wystarczy sprawiedliwość, o którą słusznie zabiegamy, potrzeba nam waszej miłości. W przyszłym wieku, który przyjść musi, człowiek będzie się nie tylko troszczył o sprawiedliwość, ale będzie słusznie oczekiwał miłości.

PRAWO DO WOLNOŚCI

Obok miłości drugim elementem prymatu człowieka jest — wolność. Widzimy to u Apostoła galerników. Nie wystarczyło, że się poświęcił i poszedł do nich. On im łańcuchy zdejmował z dłoni, a gdy nie miał już innego wyjścia, zostawał na ich miejscu, byleby tylko ci biedni ludzie odzyskali wolność.

Wielkim problemem, który wynika z prymatu człowieka, jest troska o jego wolność. Czy nie jest to może zbędna troska ? Przecież wszystkie konstytucje całego niemal świata mówią o prawie człowieka do wolności. Tego jeszcze nie było za czasów Wincentego a Paulo, ale dziś już jest. A jednak, chociaż dziś już prawie we wszystkich konstytucjach wypisane jest literą prawo wolności człowieka, nadal najważniejszym niemal tematem, niezaspokojoną tęsknotą i troską ludzkości jest wolność człowieka w granicach jego naturalnych potrzeb i zadań. Wolność jego umysłu, woli i serca, wolność jego przekonań, wyznawania wiary i głoszenia własnego światopoglądu.

Jest to tak, zda się, naturalne, że niemal wstydliwie się o tym mówi. A jednak tyle jest jeszcze ludzkiej udręki, tyle męki człowieka pracy, który musi ostrożnie postępować, ażeby się przypadkiem nie zdradzić z tym, że ma łaskę wiary, bo może utracić łaskę chleba. Tyle jest niepokoju o to, ażeby dziecko katolickich rodziców mogło korzystać z wolności poznawania swego Boga wszędzie, także i w szkole. Tyle jest troski o to, ażeby w naszym życiu społecznym człowiek miał pełną swobodę korzystania z prawa zrzeszania się. Aby to prawo mieli nie tylko ludzie uprzywilejowani, ale wszyscy, bo każdy człowiek jest nie tylko jednostką, ale istotą społeczną. Tyle wciąż mamy trosk...

Śledzimy z uwagą głosy przychodzące z całego świata. Mężowie stanu rozjeżdżają się samolotami rakietowymi, jak gdyby gonili za wolnością dla człowieka. Jeżdżą na krańce ziemi, byleby znaleźć dla człowieka wolność. I niemal w domu ich nie ma, bo ciągle gdzieś tam walczą o wolność człowieka. My się z tego bardzo cieszymy i jesteśmy pełni nadziei... Gdy już cały świat mówić będzie o tej wolności, może nareszcie wytworzy się taka atmosfera, że i we własnym domu uzyskamy odrobinę, szczyptę, maleńki choćby jej oddech. Zazwyczaj głosi się ją całemu światu, tylko we własnej izbie jej nie ma. Pełni nadziei czekamy więc na tę chwilę, kiedy już cały świat będzie przeniknięty powietrzem wolności. Może dotrze do naszych płuc i przestanie nas dławić niewola. Może wszyscy, i nasze dzieci, i ludzie pracy, odetchną nareszcie...

Jest to wielka troska i problem światowy, bo prawie wszędzie są niewolnicy. Nie tylko ciała, ale i ducha ! Święty galernik ma się dziś stać najbardziej aktualnym patronem troski o wolność człowieka.

 

TROSKA O ZASPOKOJENIE POTRZEB

Na prymat człowieka w świecie składa się także źroska o zaspokojenie potrzeb. Zapoczątkował ją Chrystus Pan. W przedziwny sposób postawił się On na miejscu człowieka i zaczął opowiadać niepojęte rzeczy. Ukazał jakby obraz Sądu Ostatecznego i ostatecznej rozprawy. Oto porachunek, buchalteria wszechświatowa, cały proces wymiany dóbr ekonomicznych w rozruchu. „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, i posiądźcie Królestwo, bo byłem głodny i nakarmiliście mnie, byłem spragniony i napoiliście mnie, byłem nagi i przyodzialiście mnie, byłem bezdomny i przyjęliście mnie, byłem w więzieniu i odwiedziliście mnie. Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych małych, tych maluczkich, tych najmniejszych braciszków moich, mnie uczyniliście !”

„Panie, powiedz, kiedy Ci to wszystko uczyniliśmy? Powiedz, kiedy?”

Tak będzie w dniu Sądu Ostatecznego. O takie drobiazgi, najmilsze Dzieci Boże, pytać nas będą i takie drobiazgi otwierać nam będą Królestwo Niebieskie.

Jako biskup lubelski byłem na posiedzeniu Towarzystwa Dobroczynności, bo miałem takie prawo statutowe. Występował tam pewien dobry człowiek, który mówił : „Po co Szarytki mają być w szpitalu ? Niechaj się modlą, a garnki niech oddadzą nam. Nie wypada, aby się zajmowały garnkami”. Wtedy go zapytałem : „Mój bracie, a to dlaczego ?” Padła odpowiedź : „Bo to jest wiek XX!” — „Więc należy potłuc wszystkie garnki dlatego, że to wiek XX? Nie w XX wieku, ale na Sądzie Ostatecznym usłyszysz : Za kubek wody, podany bliźniemu w Imię moje, za kubek wody dadzą Ci Królestwo Niebieskie! Na Sądzie Ostatecznym jeszcze będą garnki. Niech więc Szarytki zostaną przy garnkach”. Nie przekonałem go.

Troska o zaspokojenie ludzkich potrzeb wyrosła jak gdyby z ducha Ewangelii, bo sam Chrystus, Słowo Przedwieczne i Pokarm nasz Eucharystyczny, kazał wszystkim składać ręce i mówić : „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Nie mówił: chleba mojego powszedniego daj mnie dzisiaj, ale nam, ale całej tej gromadzie, całej rzeszy. „Chleba naszego powszedniego daj nam dziś”. O to trzeba się modlić społem i troszczyć się wzajemnie.

Na prymat więc człowieka składa się troska o miłość, troska o wolność i troska o zaspokojenie potrzeb. I to właśnie było zajęciem św. Wincentego a Paulo.

PRAWO OSOBOWE CZŁOWIEKA I KOŚCIOŁA DO CZYNIENIA DOBRA

Najmilsi ! Chociaż konstytucje tak wiele mówią o prawach osobistych człowieka, i to każdego człowieka, to jednak myślę, że trzeba by wprowadzić przynajmniej jeszcze kilka praw: pierwsze, to prawo do czynienia dobrych uczynków. Każdy obywatel ma prawo czynić dobre uczynki i nie wystarczy, że wyręczy go urzędnik. Za czasów św. Wincentego a Paulo był ten sam problem, co dziś. Wincenty musiał wytłumaczyć książętom otaczającym króla, że nie wystarczy, iż państwo troszczy się o dobre uczynki i przez swoich urzędników okazuje ludziom dobro. Nie tylko urzędnicy mają obowiązek czynić dobrze, ale wszyscy ludzie mają prawo i nawet obowiązek czynienia dobrze. Chrystus Pan mówił: „Niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili Ojca, który jest w niebiesiech”.

Człowiek musi mieć wolność czynienia dobrze i prawo czynienia dobrze. I to zarówno człowiek pojęty jako jednostka, jak i człowiek pojęty jako rodzina, naród, państwo, a nawet Kościół. Bo Kościół, to są też dzieci Boże. To są też ludzie ! Kościół ma też prawo czynić dobrze. Ma prawo organizować dobroczynność, bo wychował mnóstwo ludzi, którzy czynili to przez wieki,

gdy jeszcze żadne państwo nie uświadomiło sobie, że może to być jego obowiązkiem. Kościół umiał to czynić. Mówi o tym cała, jakże ciekawa, historia jego dobroczynności. Warto ją poznać. Człowiek ma więc prawo do wolności czynienia dobrych uczynków i ma obowiązek je czynić. To jest po prostu nakaz rozwoju osobowości. Przez dobre myśli trzeba sobie stworzyć sposobność, by czynić dobrze. Człowiek nie rozwinie w pełni swego człowieczeństwa i swej osobowości, jeśli będzie tylko myślał dobrze i pragnął dobrze, a nie będzie czynił dobrze. Nie wystarczy uczyć innych o dobrych uczynkach, trzeba samemu je wykonywać. Nie wystarczy filozofować o dobroci czynu moralnego, trzeba czynić dobrze, by poznać smak i wewnętrzny sens dobrego czynu.

Istnieje również postulat społecznego współżycia: budzić wrażliwość na ludzi, nieść sobie wzajemną pomoc i skłaniać innych, by przychodzili sobie z pomocą. Chociaż zorganizowalibyśmy jak najlepiej opiekę społeczną, dobierając najlepszych urzędników, na jakimś odcinku obywatel nie będzie wychowany, jeżeli zwolnimy go od obowiązku czynienia dobrze i zastąpimy przez najlepiej nawet dobranych pracowników. W chwilach trudnych okaże się, że zamiast obywateli mamy egoistów i samolubów, którzy tylko myślą o własnych węzełkach, nie troszcząc się o swych braci.

Niebezpieczna jest to droga, by upaństwowić całą dobroczynność, by odmówić poszczególnemu człowiekowi prawa do budzenia i rozwijania dobroczynności, by pozbawiać Kościół prawa czynienia dobrze.

Kościół uczy łatwo zamieniać dobra materialne na duchowe. Niedawno, na uroczystość św. Mateusza, Kościół czytał urywek ewangeliczny : Chrystus szedł drogą, zobaczył człowieka siedzącego na cle, wśród blaszek złotych, srebrnych, miedzianych, brązowych, jakichkolwiek. Wymieniał blaszki. Przychodzili do niego różni ludzie, ale on nie widział ich twarzy, może najwyżej ręce upracowane. Nie widział ludzi ... Chrystus go zapewne obserwował. Przyglądał się temu człowiekowi zajętemu wymianą blaszek. Podszedł do niego i mówi: „Chodź za mną! Rzuć to wszystko, rzuć te blachy i chodź ! Pójdziesz do żywych ludzi”. I, jak mówi historyk ewangeliczny, zostawił celnik wszystko i poszedł za Nim. To tylko fragment. Ale ma on swoje różne odmiany, metamorfozy, postacie.

Dzisiaj też tak niekiedy bywa, że całe to bogactwo materialne może zasłonić nam człowieka. Jesteśmy wszyscy gwałtownie zajęci produkowaniem dóbr i za najwyższą naszą cnotę uważamy produkcję. Zapewne jest ona rzeczą konieczną, niezbędną, ale obyśmy przypadkiem w tej gorączce produkowania nie zapomnieli o człowieku, który jest celem produkcji. Trzeba widzieć przede wszystkim człowieka. Trzeba umieć łatwo wszystko, co się produkuje, przemienić na służbę człowiekowi. Jest nieszczęściem krajów bogatych, które się przed tym nieszczęściem ratują rozwijaniem dobroczynności, że nie umieją niekiedy rozprowadzać dóbr zbyt obficie nagromadzonych. Nam to na szczęście jeszcze nie grozi. Ale, powtarzam, obyśmy przypadkiem w tej gorączce nie zapomnieli o człowieku.

Gdy Wincenty chodził po wyzłoconych komnatach królów francuskich i widział nadmiar bogactwa, gorącym swym pragnieniem zamieniał je na dobro, które miałoby służyć człowiekowi. Najmilsi, a więc — człowiek. A więc — służba człowiekowi, miłość do człowieka! To jest największe prawo, pierwsze i najważniejsze przykazanie. I to jest równocześnie najgorętsze pragnienie dzisiejszej ludzkości. Dziś postulatem światowym jest : Frontem do człowieka! W XX wieku wszystkie inne hasła, choćby doniosłe, wartościowe i pełne niewątpliwego znaczenia, stoją hierarchicznie niżej. Najważniejsze to jedno : Frontem do człowieka! Tak czynił św. Wincenty i dlatego jest wciąż aktualny.

Tak się szczęśliwie składa, że kończymy tę uroczystość w kościele, w którym spoczywa wielki głosiciel i pracownik miłosierdzia — Ksiądz Piotr Skarga. Czytam jego imię na tablicy tu, na wprost ambony. Tu spoczywa, tu rozwijał swą działalność. Jego postać przypomina nam bardzo wiele. Napełniał to miasto, słynące ze swego miękkiego serca i otwartych dłoni, chrześcijańską dobroczynnością. Pozostawił tutaj wspaniały pomnik : Towarzystwo Dobroczynności, którego los dzisiaj, niestety, tak ciężki. Ale pamięć jego czynów i serca nie będzie wymazana z naszych myśli. Kościół bowiem nadal budzi w swym łonie postacie, które wołają o litość nad człowiekiem. Trzeba by złożyć hołd temu miastu królewskiemu, które jest napełnione tyloma instytucjami dobroczynnymi.

Obywatele miasta Krakowa ! Nikt w Polsce nie zapomniał dotąd i prędko nie zapomni wspaniałej działalności i świetlanej pamięci długoletniego waszego Pasterza — Kardynała Sapiehy. Jego Książęco - Biskupi Komitet zachwycił nas w swej działalności i pobudził do troski o człowieka. To wszystko działo się tu, w waszym mieście królewskim. Hołd jego pamięci, hołd tym, którzy z nim pracowali ! Hołd tym, którzy wspierali swym ofiarnym groszem, może wdowim, tę wspaniałą działalność!

Obecnie wstaje na horyzoncie Polski jeszcze jedna postać kogoś, kto tak troszczył się o człowieka, że życie oddał za niego. To Ojciec Maksymilian Kolbe, Szaleniec Niepokalanej, który dogłębnie pojął służbę człowiekowi. Jako więzień obozu koncentracyjnego wybrał raczej własną śmierć, byle ratować brata, żołnierza, ojca rodziny i zasłonić go swymi ramionami, jak Chrystus zasłonił nas wszystkich na krzyżu. „Nikt nie ma większej miłości nad tę, iżby kto duszę położył za przyjaciół swoich”.

Oto, Najmilsi, wspaniałe przykłady z tej samej „księgi Wincentego”: Ks. Piotr Skarga, Kardynał Sapieha, O. Kolbe.

Ponad wszystkie troski, ponad wszystkie zabiegi i instytucje, ponad wszelkie plany i osiągnięcia, ponad wszystko — większa jest miłość !

Powiedziałem na początku: „Res sacra miser”, człowiek nieszczęśliwy, to rzecz święta. Teraz powiem : „Res sacra homo”, człowiek, to rzecz święta! I tak, jak Chrystus jest dla nas i dla naszego zbawienia, tak wszystko, co w naszej myśli, woli i sercu — dla nas i dla naszego zbawienia. Najważniejsza jest troska o człowieka ! Miłość jednego do wszystkich ! Miłość wszystkich do jednego ! Amen.

Stefan Kardynał Wyszyński

Kraków, kościół św. Piotra i Pawła, 27 IX 1960 r.